Na pierwszy rzut oka oferta wygląda imponująco. Zamek za 400–600 zł z ekranem dotykowym, obsługą kart, Bluetooth, aplikacją do zarządzania i funkcją awaryjnego otwierania – wszystko w jednej obudowie. Dla porównania: produkty znanych europejskich marek kosztują od 900 do nawet 1300 zł za samą jednostkę, nie wspominając o centralnym systemie i wsparciu. Nic dziwnego, że część hotelarzy, szczególnie tych prowadzących mniejsze obiekty, zaczyna rozważać chińskie zamki jako sposób na oszczędności.

Ale wystarczy zejść głębiej, by zrozumieć, gdzie te oszczędności się kończą. Po pierwsze – wiele z tych zamków nie spełnia europejskich norm montażowych i nie pasuje do typowych drzwi hotelowych stosowanych w Polsce. Oznacza to konieczność przeróbek lub montażu „na siłę”, co generuje dodatkowe koszty i może obniżyć bezpieczeństwo. Po drugie – często brakuje instrukcji w języku polskim, nie wspominając już o wsparciu technicznym czy serwisie. Producentów z Aliexpress czy Temu nie interesuje, czy Twój zamek się zawiesi – nie mają oddziałów w Europie, nie prowadzą gwarancji w rozumieniu lokalnym i nie oferują wdrożenia systemu zarządzania.

Problemem jest również brak zgodności z popularnymi protokołami dostępu (np. PMS czy systemy do zarządzania pokojami). Często okazuje się, że zamek działa wyłącznie w ramach własnej aplikacji mobilnej, której nie da się zintegrować z recepcją, a w razie utraty internetu – nie działa w ogóle. Przejście na „offline” nie zawsze jest możliwe, mimo zapewnień producenta. Opisy są często kopiowane z innych ofert, a atrakcyjna specyfikacja kończy się w momencie zakupu.

Krótko mówiąc – tanie zamki hotelowe z Chin kuszą, bo są „na papierze” zbyt dobre, by były prawdziwe. A to właśnie jest główny problem: obietnice nie mają pokrycia w realnym użytkowaniu. Gdy system się zawiesi lub aplikacja przestanie być wspierana, zostajesz z gościem, który nie może wejść do pokoju i z zamkiem, którego nikt nie serwisuje.

Zestaw wygląda niepozornie: nieduże pudełko, plastikowy wkład z zamkiem, dwie karty zbliżeniowe i pojedyncza kartka z kodem QR prowadzącym do aplikacji. Brak jakiejkolwiek dokumentacji papierowej w języku polskim. Czasem instrukcja jest po chińsku, czasem po angielsku – ale napisana językiem, który brzmi jak tłumaczenie Google'a: techniczny slang, brak spójności, niezrozumiałe komunikaty. Nawet monter z doświadczeniem może mieć problem ze zrozumieniem, co właściwie trzeba zrobić, aby skonfigurować urządzenie.

To jednak dopiero początek problemów. Po zamontowaniu zamka okazuje się, że większość ustawień odbywa się przez aplikację, której… już nie ma w sklepie App Store albo Google Play. Kod QR prowadzi donikąd, a alternatywna wersja aplikacji jest niekompatybilna z Twoim modelem. W efekcie nie możesz ani zmienić godzin dostępu, ani przypisać nowej karty, ani zresetować urządzenia po błędnej konfiguracji. System staje się bezużyteczny, a Ty – bez możliwości kontaktu z jakimkolwiek serwisem.

Producent? Często to marka, która istnieje wyłącznie na Aliexpress. Żadnego numeru telefonu, brak strony z danymi kontaktowymi, jedynie generowana masowo nazwa, która brzmi jak „Shenzhen Smart Lock Tech” – identyczna dla dziesiątek różnych aukcji. Gwarancja „12 miesięcy” to pusty zapis. Nikt nie odpowie na reklamację, nie ma przedstawiciela w Europie, a sklep, który sprzedawał produkt, przestaje odpowiadać po kilku tygodniach.

Dla hotelarza oznacza to jedno: w razie awarii lub potrzeby rekonfiguracji systemu jesteś zdany tylko na siebie. Nie pomoże monter, nie pomoże serwis – nikt nie zna tej konstrukcji. Jeśli zamek zawiesi się w drzwiach, trzeba będzie go rozwiercać. Oszczędność kilkuset złotych na jednostce zamienia się w kosztowny kłopot, który dezorganizuje pracę obiektu i obniża jego standard.

Z pozoru wszystko wygląda solidnie: zamek, klamka, instrukcja montażu – zestaw jak każdy inny. Do momentu, gdy coś się zepsuje. W tanich zamkach z Chin nie istnieje coś takiego jak „część zamienna”. Uszkodzona klamka, wyrwana śruba, przepalona dioda – w każdym z tych przypadków jedynym rozwiązaniem jest wymiana całego zamka. Nawet drobna usterka, którą w europejskim systemie załatwia się za pomocą jednego elementu, tutaj kończy się koniecznością demontażu i zakupu nowej sztuki.

Do tego dochodzi problem nietypowych rozmiarów i konstrukcji. Wkładki o niestandardowej długości, śruby o niepasujących gwintach, płyty montażowe niekompatybilne z typowymi otworami w drzwiach hotelowych. Kiedy próbuje się coś dopasować „na miejscu”, okazuje się, że brakuje narzędzi albo – co gorsza – uszkodzenie jednej części pociąga za sobą trwałe uszkodzenie całej konstrukcji.

Dla hotelu ma to bardzo konkretne konsekwencje. Gdy zamek się zacina, gość nie może wejść do pokoju. Serwisant? W najlepszym wypadku pokręci głową. Większość profesjonalnych firm w Polsce odmawia naprawy zamków z Chin – nie mają schematów technicznych, nie mogą zagwarantować działania po „grzebaniu” i nie chcą brać odpowiedzialności za awarie no-name’owych produktów. Zostajesz więc z pokojem wyłączonym z użytku i zamkiem, który nie ma części, instrukcji ani wsparcia.

W jeszcze gorszym scenariuszu – gdy zamki były spięte w jeden prosty system (np. przez Bluetooth lub centralę Wi-Fi) – awaria jednej sztuki może sparaliżować całość. Aplikacja nie wczyta danych, synchronizacja zostaje zerwana, a wszystkie pozostałe zamki czekają na aktualizację, której nie da się przeprowadzić. To nie teoria – to realne przypadki, które kończyły się wymianą całego systemu po 6–12 miesiącach działania.

Nie każdy importowany zamek z Chin to z góry zły wybór – są na rynku marki, które mają dystrybutorów w Europie, przeszły proces certyfikacji i oferują wersje językowe oprogramowania. Dlatego pierwszym krokiem powinno być sprawdzenie, czy za produktem stoi firma, która ma realne przedstawicielstwo w Polsce lub chociaż w UE. W razie awarii, konieczności aktualizacji lub rozbudowy systemu – to jedyny sposób, by uzyskać pomoc.

Trzeba również sprawdzić, czy producent udostępnia oprogramowanie w języku polskim lub przynajmniej przejrzystą wersję angielską. Wielu importerów sprzedaje systemy, które w praktyce da się obsługiwać tylko z pomocą osoby technicznej znającej chińskie interfejsy lub starą wersję aplikacji, do której brakuje wsparcia. To oznacza, że po aktualizacji telefonu lub zmienie systemu – zamki przestają działać.

Jeszcze ważniejsze: czy system umożliwia rozbudowę o kolejne zamki, synchronizację, przypisywanie dostępów i integrację z recepcją? Wiele modeli z Aliexpress tego nie oferuje – są to rozwiązania przeznaczone do pojedynczego mieszkania lub pokoju, a nie do hotelu. Jeśli więc nie można dodać nowych urządzeń do istniejącego panelu, albo nie da się zarządzać nimi z jednego miejsca, system nie spełni swojego zadania w obiekcie z rotacją gości.

Rynek pokazuje jasno: zamki importowane bez oficjalnego wsparcia technicznego to nie inwestycja, tylko hazard.Często zaczyna się od atrakcyjnej ceny, ale kończy na podwójnym koszcie, gdy po roku trzeba wymienić cały system na coś kompatybilnego z rzeczywistością hotelową. Co gorsza – w przypadku awarii nikt nie bierze odpowiedzialności. Importer wskazuje producenta, producent milczy, a sprzedawca z marketplace'u znika z rynku. A Ty zostajesz z pokojem bez dostępu i klientem, który nie może się dostać do środka.